Na ten dzień czekałem bardzo długo. Grudniowy natłok obowiązków sprawił, że pierwszy kleniowy, spinningowy wypad nad wodę zaliczyłem dopiero na początku stycznia. Miejsce wybrałem dość przypadkowo, choć „beton” w centrum Poznania nie raz fundował mi dużo wrażeń, a perspektywa zarybiania Warty przez PZW kleniem, od kilku dobrych już lat, i tak co roku podsycała moje oczekiwania.
Nad wodą zameldowałem się około godziny 7.00. Poza pięknym wchodem słońca, dzień piękniejszym uczynił pierwszy w tym roku porządniejszy opad śniegu, który jednak równie szybko topniał co padał. Rano odkurzyłem również mój kleniowy zestaw – 2,7m wklejankę – Kinetik Trout Jig oraz kołowrotek Quartz Pro Spin, na który powędrowała cała szpula żyłki Mikado Spinning 0,18mm. Dodam tylko, że miałem z nią styczność po raz pierwszy.
Moje „kleniowe” pudełko również doczekało się w tym roku odświeżenia. Poza zakupem kilku nowych woblerów od Salmo – Horneta, Butchera i Tiny, moja kolekcja powiększyła się za sprawą trzech 4-centymetrowych Buster’ów od Robinsona. Poza tym – klasyka – mikro jigi na nowych (wymieniam co roku) 1,5 i 3-gramowych główkach Micro od Mustada.
Pierwsze kilkadziesiąt rzutów nie przyniosło efektów – ale do tego każdy kleniarz musi się przyzwyczaić… Warto jednak bezwzględnie co jakiś czas zmieniać przynętę – dopóki nie trafimy na to, co rybki akurat dziś lubią najbardziej. Niestety po kilku godzinach i przejściu około dwóch kilometrów z dzisiejszego jadłospisu kleni mogłem wykreślić wszystkie Salmiaki, smużaki własnej roboty, mikro jigi zarówno w kolorach jasnym, ciemnym i fluo – z pojedynczym i podwójnym ogonkiem… I nie myślcie że ryby dziś nie żerowały. Na bolonkę brały świetnie – widziałem na własne oczy. Tyle tylko, że ja nie miałem przy sobie bolonki. Z resztą, to nie to samo, lecz zrozumieć mnie może tylko ten, kto ze spinningiem za kleniem już ganiał 🙂
W zanadrzu zostały mi tylko dwie obrotówki od Jaxona i wspomniane Bustery. Te pierwsze wyczerpałem po około 30 minutach, obławiając <dotychczas stuprocentowe> miejscówki. Tym sposobem doczłapałem się do niewielkiego kanału Cybiny (krótka odnoga Warty).
Na pierwszy ogień poszedł Buster w żółto-złotawym kolorze. Rzucam idealnie pod drugi brzeg, daję mu spłynąć z nurtem kilkanaście metrów, po czym powoli przeprowadzam go przez środek i prowadzę równolegle tuż przy pasmach przybrzeżnej trawy i trzcin. Wędkę trzymam w górze, aby nie zszedł zbyt głęboko, a przy okazji daje mi to lepszą kontrolę jego mocno chybotliwej akcji.
Wobler przechodził akurat przy zatopionej gałęzi, a ja podziwiałem nadejście zimy z głową w chmurach, gdy nagle usłyszałem plusk i poczułem szarpnięcie tak silne, że o mało nie pozbyłem się wędki. Na wpół przemarznięta dłoń zdążyła jednak zacisnąć się w porę na rękojeści. Hamulec lekko przymarzł, i ruszył dopiero po gwałtownym szarpnięciu. Na szczęście wędka dobrze zamortyzowała uderzenie i pierwszy opór jaki stawiła ryba. Chwilę później nastąpił gwałtowny odjazd w dół rzeki, co zmusiło mnie do rozruszania kończyn i podążenia za ewentualną zdobyczą. Nie zawiodła żyłka, nie zawiodła wędka, kołowrotek, czy choćby kotwica. Nic nie zawiodło. To był zwykły pech – po około 3 minutach sporych rozmiarów szczupak przewinął się przy brzegu po czy wyskakując z wody wyszarpnął niewielką kotwicę z dolnej wargi. To by było na tyle. Dobrze, że nie poszedł z woblerem w pysku, bo długo nie mógłbym sobie tego wybaczyć, mając tą piękną rybę na sumieniu.
Minąłem niewielki przelew i dotarłem do niewielkiego dopływu. Tu zawsze gromadziły się klenie. Po kilku rzutach mam przytrzymanie na srebrnego Bustera. Emocje trwają kilkanaście sekund. Po tym czasie na brzegu melduje się niespełna 25-centymetrowy kleń. Okaz. Po raz kolejny wracałem do domu czując niedosyt. Choć to już chyba wręcz tradycja – Mój sezon kleniowy nigdy nie zaczynał się z przytupem, i tak też było w tym roku. Co do pozytywnych aspektów – żyłka Mikado Spinning świetnie poradziła sobie przy minusowej temperaturze i powiem szczerze, że nie spodziewałem się tak dobrych właściwości po lince za tak niską cenę. Zakup Busterów okazał się natomiast strzałem w 10-tkę i wolę nawet nie myśleć, jak wyglądałby mój początek sezonu kleniowego bez klenia. Za mną już chwila relaksu na Targach Rybomania 2015. Mam nadzieję, że też tam byliście 😉
Do zobaczenia!