Grupa spotkała się w piątkowe popołudnie w Gdyni (16.09), w naszym sklepie. Szybkie zapoznanie – Arek, Andrzej, Tomek i Jakub – czterech wędkarzy i… sporo sprzętu, który jeszcze rzutem na taśmę został uzupełniony w sklepie. Tomek postanowił zamienić swoją uszkodzoną sandaczówkę Inazuma , na nowszą i dużo lepszą Kamisori, a Andrzej wraz z Arkiem skupili się na gumach i sporych główkach – 25 gram +, bo jezioro Mjorn, na które wyjeżdżaliśmy ma skaliste uskoki nawet do ponad 40 m.
Z sukcesem udało się zapakować samochód, w którym nie pozostało zbyt dużo miejsca, a wszystkie wolne zakamarki wypełniły „niezbędne” zakupy dokonane w pobliskim markecie oraz na promie. Szwecja przywitała nas ciepła jesienną pogodą, przed nami 350 km bocznymi drogami, które dosyć szybko minęły nam w miłej atmosferze rozmów o złowionych okazach.
O 15 zameldowaliśmy się w miejscowości Alingsas, ok. 50 km od Goteborga, który jest drugim co do wielkości miastem w Szwecji. Domek położony na skalistym wyniesieniu z widokiem na jezioro okazał się strzałem w 10. Duży i komfortowy, dobrze wyposażony, a przede wszystkim 50 m od brzegu jeziora, co ucieszyło nas strasznie. Po szybkim rozładowaniu samochodu wyruszyliśmy na szybki rekonesans. Do naszej dyspozycji były dostępne dwie łódki, tak więc przez cały wyjazd łowiliśmy w dwuosobowych teamach.
Pierwszy dzień okazał się całkiem udany, padło kilka sandaczy 50-60 cm i Szczupak ok. 83 cm wyciągnięty przez Tomka. Niestety kolejne dni choć były pogodne, to niestety zwiastowały chimeryczne brania. Czas ten spędziliśmy na poznawaniu nowych miejsc i podziwianiu malowniczego jeziora usianego wieloma skalistymi wysepkami. Jak powiedzieli nam lokalni wędkarze, ostatnie wyniki nie napawały optymizmem. Jezioro okazało się być przede wszystkim jeziorem sandaczowym, choć także nie brakowało w nim szczupaków. Co było dla nas dziwne, to prawie jako jedynie jigowaliśmy, Szwedzi natomiast łowili niezwykle popularną metodą wertykalną z niezwykłą skutecznością, która w Polsce jest zabroniona, oraz trollingowali za sandaczem. W czwartek mimo słonecznego dnia poczuliśmy ochłodzenie, tego dnia wypłynęliśmy ok. 6:30 i od razu pojawiły się efekty. Choć dużych „smoków” nie było, to Arek wyciągnął sandacza 85 cm. Pozostała reszta grupy co rusz wyciągała mniejsze i większe zandery. Andrzejowi, który pierwszy raz łowił sandacze rzutem na taśmę udało się wyciągnąć piękną rybę – Zandera 73 cm.
Z żalem w sobotni poranek spakowaliśmy sprzęt i ruszyliśmy w drogę powrotną do Karlskrony. Po drodze zwiedziliśmy bardzo ciekawe muzeum marki Volvo, która wywodzi się z pobliskiego Goteborga. Do Gdyni dotarliśmy w niedzielę (25.09) rano, gdzie oficjalnie zakończył się nasz wyjazd.
Każdy wyjazd do Szwecji to niezapomniana przygoda pomagająca naładować baterię. Aby do następnego wyjazdu…