Jest takie miejsce…

Z pewnością każdy z Was ma swoje ulubione akweny. Dla jednych są nimi wody komercyjne, dla innych oblegane jeziora czy odcinki rzek, a dla pewnej grupy – miejsca na wskroś tajne, zaszyte gdzieś głęboko między drzewami, których ludzkie oko nie ogląda zbyt często. Dziś będzie właśnie o tych zapomnianych przez większość wodach, swoistych perełkach na naszej wędkarskiej mapie,  w których to pływają często takie ryby, o jakich nie śniło się wędkarzom.

Swoje „miejsce na ziemi” znalazłem przez przypadek, choć może tak tylko to sobie tłumaczę. Przecież każda sytuacja pojawiająca się w naszym życiu, jest efektem szeregu innych, mniej lub bardziej skomplikowanych zajść. W tym wypadku – szereg ten był bardzo uporządkowany, i wszystko chyba ciągnęło mnie nieuchronnie, w stronę tej niesamowitej wody – pięknego, leśnego jeziora, odgrodzonego od wielu ludzkich spojrzeń, od wędkarzy… Tworzącego własny, niespotykany wręcz ekosystem.

Z początku miałem ogromny problem, by zrozumieć tą wodę – nigdy na takiej nie łowiłem. Wiosną woda w niej była brunatna, latem – zarośnięta po szczyt dosłownie każdym rodzajem glonów, a na powierzchni unosił się nalot z pyłków otaczających ją drzew, mimo że jest to jezioro całkiem duże, nie jakieś tam oczko wodne. Jesienią – krystalicznie czysta woda, przejrzysta na 5,5 metra, czyli do najgłębszego miejsca w jeziorze, zajrzeć można było dosłownie. Zimą natomiast, goła i na pozór martwa woda, z pewnością odstraszająca okolicznych wędkarzy.

Co zwróciło moją uwagę w pierwszej kolejności, zanim po raz pierwszy zarzuciłem tam wędkę, to gładka jak blat tafla wody. Nigdy przez te lata jak tam łowię, nie widziałem uciekającej przed drapieżnikiem drobnicy, pobierającego z grążeli pokarm lina, czy nawet trącej się przy brzegu płotki. Nigdy. Czy oznaczało to, że w jeziorze tym nie ma ryb? Tak kazał mi przypuszczać głos rozsądku, i niewiele brakowało, bym „nie tracił czasu” nad tym jeziorem. Jakaś jednak intuicja, bądź zauroczenie tym miejscem, kazała mi tam spróbować szczęścia. I od tamtej właśnie pory, jezioro to stało się dla mnie drugim domem.

Po pierwszym dniu łowienia (na spinning), zadawałem sobie jedno pytanie – czy w tej wodzie są szczupaki mniejsze, niż 50 cm? Ani jednego nie widziałem. Regułą na kiju, były sztuki w przedziale 60-80cm, zdarzyło mi się widzieć kilka metrówek, jedną nawet holowałem, jednak co ciekawe, była bardzo cwana i przy samym brzegu, wykonywała młynki niczym aligator. Tym samym skutecznie uwolniła się w pojedynczego haka przy główce jigowej, a największą sztuką jaką udało mi się złowić, była 83-ka. Coś jednak kazało mi przypuszczać, że w tak świetnym ekosystemie, który naprawdę długo nie mógł widzieć cywilizacji, żyją też inne, równie rekordowe, osobniki innych gatunków. Zacząłem więc łowić na odległościówkę piękne liny, karasie, karpie i płocie, spędzając nad tą wodą praktycznie każdą wolną chwilę.

Z czasem zacząłem jednak pojawiać się tam znacznie rzadziej choć wiem, że tamtejsze ryby dalej są tak samo piękne, waleczne i z pewnością jeszcze większe. Dlaczego? Nie potrafię powiedzieć. Może po prostu czułem, że popadam w rutynę, wybierając się ciągle na tą samą wodę, łowiąc często te same osobniki. Po prostu w pewnym momencie przestałem czuć magię tego miejsca i zwyczajnie mnie to przerażało. Wolałem więc odpuścić, wrócić tu za jakiś czas, gdy znów poczuję tęsknotę. Kiedy to nastąpi? Ciężko powiedzieć. Obecnie żyję wspomnieniami i jest mi z tym dobrze. Czas pokaże, na ile słuszna była moja decyzja.

Felieton ten zakończyć trzeba wnioskiem. Bez niego nie miałby przecież właściwego sensu. Pamiętajcie więc, że gdzieś na was, również czeka takie niepowtarzalne, zapomniane miejsce. Czeka by zostać odkrytym i… znów zapomnianym. Nie wypalcie się – wędkarstwo to przepiękna pasja, oparta na symbiozie z naturą. Gdy poczujecie, że jest ona zagrożona, nie wahajcie się wycofać. Stale odkrywajcie, szukajcie nowych miejsc, zarzucajcie wędkę tam, gdzie inni nie rzucą nawet spojrzenia. To klucz do sukcesu, to element naszej pasji, to właściwy sposób myślenia. Życzę Wam, byście również znaleźli swoją, i tylko swoją, wodę pełną przepięknych ryb i jeszcze lepszych wspomnień.

<zdjęcia dzięki uprzejmości Eland Project, na wszelki wypadek nie pochodzą z opisywanego miejsca, a z wody jeszcze bardziej tajnej 🙂 >

Pozostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*