Tegoroczny wyjazd na wędkarską majówkę miałem zaplanowany już ponad pół roku temu. Nie spodziewałem się jednak, że wyjazd ten będzie także dla mnie inauguracją sezonu. Jednak zbieg kilku czynników sprawił, że nie miałem możliwości wcześniej wybrać się nad wodę w poszukiwaniu wędkarskich emocji i przygód. Dlatego też dużo obiecywałem sobie po tym wyjeździe, miałem nadzieję, że naprawdę coś połowimy.
Wraz z moimi kompanami Arturem, Mateuszem, Michałem i Piotrkiem postanowiliśmy, że miejscem naszego wyjazdu będzie zbiornik Chańcza leżący w województwie świętokrzyskim. Zbiornik ten jest nam dobrze znany gdyż wędkowaliśmy na nim nie raz z różnymi efektami. Jest on położony na rzece Czarna Staszowska a jego powierzchnia to około 300 ha. Pływają tutaj spore okazy amurów, karpi, leszczy, sandaczy, szczupaków czy okoni. Także presja wędkarska i turystyczna w sezonie jest bardzo wysoka.
Mimo, iż każdy z nas w jakimś stopniu zna ten zbiornik, to majówkowy wyjazd był dla nas zagadką. Powodów było kilka. Po pierwsze w ubiegłym roku poziom wody raptownie spadał. Był to efekt suszy. W pewnym okresie ze zbiornika o dużej powierzchni wody zrobiło się łowisko o połowę a może i jeszcze mniejsze. Można było zaobserwować śnięte ryby w tym okazy amurów, szczupaków i karpi. Dla wędkarza jest to przerażający widok. Po drugie długa zima spowodowała, że na zbiorniku dość długo utrzymywał się lód, a co za tym idzie obawialiśmy się, że woda nie jest jeszcze zbyt mocno nagrzana i ryby nie będą chciały żerować. Jednym słowem wiosna w tym roku opóźniła się i to bardzo.
Po kilku godzinach przygotowań jesteśmy nad wodą. Poziom wody najwyższy od kilku lat. Miło było spotkać się ponownie w tym gronie, gdyż ostatnio (z wyjątkiem Artura) tym składem łowiliśmy w lipcu.
Postanowiliśmy zająć miejsce na wodzie płytkiej – około 1-1,2 metra. Mieliśmy nadzieję, że to właśnie tam będą przebywały ryby. Szybko rozbiliśmy namioty, rozłożyliśmy sprzęty i wypłynęliśmy sondować dno. Oznaczyliśmy miejsca bardzo ciekawe zarówno z punktu widzenia wędkarza jak i ryb. Około 150 – 170 metrów od brzegu znajdował się pas czystej wody, który okalały z każdej strony zalane trawy. Zdawaliśmy sobie sprawę z faktu iż w przypadku brania trzeba będzie wypływać pontonem aby holować rybę. Jednak ten fakt dodatkowo podnosił adrenalinę, gdyż w przypadku brania i holu emocje mogą naprawdę sięgać zenitu, szczególnie że to pierwszy wyjazd po przerwie zimowej, gdzie każdy wędkarz jest spragniony emocji.
W organizacji tego wyjazdu bardzo pomogły mi: firma Massive Baits, której to produkty miałem okazję testować, sklep na-ryby.com, oraz firma Kreative Kingdom – oficjalny dystrybutor takich marek jak Abu Garcia, Berkley, Mitchell, Penn, Shakespeare, Spiderwire i Stren Miałem okazję zapoznać się z kołowrotkiem Mitchell Avocet III Gold FS, o którym to w niedługim czasie napisze kilka zdań w osobnym artykule.
Do rzeczy. Jeden zestaw postanowiłem zanęcić kukurydzą gotowaną i kulkami PINEAPPLEZ BUTYRICCO firmy Massive Baits, natomiast pod drugi zestaw zdecydowałem się przygotować kukurydzę z pelletem rybnym i kilkoma kulkami MONSTA CRAB. Wiedziałem o tym, że kulki z serii Top Shelf Boilies są kulkami wykonanymi z najwyższej jakości składników. Są produkowane na wysokiej klasy mixach i z wysokogatunkowych mączek rybnych i produktów angielskiej firmy Haith’s. Kiedyś miałem przyjemność wędkowania na nie i przekonałem się co do ich wartości. Dodatkowo aby dopalić przynętę zastosowałem dodatek Boilie Glug. Boilie Glug można aromatyzować również inne przynęty, np. pellet czy kukurydzę. Mocno skoncentrowane substancje, aminokwasy, ekstrakty, betaina to m.in. dodatki ww. dipu. Składniki są tak dobrane, aby przynęta w łowisku wabiła ryby z dużych odległości.
Przygotowania do wędkowania zajęły nam dość dużo czasu. Dopiero około 20.30 wszystkie zestawy były wywiezione. Na jeden zestaw założyłem kulkę PINEAPPLEZ BUTYRICCO i dwa ziarna kukurydzy, natomiast na drugi powędrowała kulka MONSTA CRAB zamoczona w Boilie Glug .
Około 23:00 swinger na zestawie z kulką owocową zaczyna się dziwnie zachowywać, co chwila delikatnie podnosi się i opada. Pomyślałem, że to może być leszcz. Po kolejnym mocniejszym podjeździe swingera zaciąłem i poczułem delikatny opór. Oczywiście za chwilę, trzeba było wsiąść do pontonu i wypłynąć za rybą. Po kilku chwilach naszym oczom ukazał bardzo ładny jaź. Po dopłynięciu do brzegu miarka wskazuje 47 cm. Jaź na medal. Cieszyliśmy się, że ktoś z nas miał branie. Mimo, iż nie był to karp, czy amur, na które liczyliśmy, to i tak nie mogłem narzekać. Jako pierwszy wyholowałem rybę. Reszta nocy mija bez większych emocji. Następnego dnia postanawiamy zanęcić jeszcze raz nasze łowisko. Powtarzam manewr zastosowany kilkanaście godzin wcześniej.
Godzina za godziną mija nieustannie, a brań dosłownie zero. Nie możemy jednak narzekać, czas mija przy grillu, rozmowach i wspomnieniach z poprzednich lat, wyholowanych rybach i śmiesznych sytuacjach które miały miejsce w naszej przygodzie z wędką. Około 18:00 Artura zestaw gra piękną melodię. Przynęta to 5 ziaren kukurydzy na włosie. Zacięcie, odjazd jakieś 10 metrów i ryba schodzi z haka. No cóż zdarza się – pomyśleliśmy. Jak się okazało było to jedyne branie. Nocą pogoda zaczyna się zmieniać, zaczyna grzmieć i błyskać się. W końcu zaczyna lać. I taki stan rzeczy trwa do południa. Jednak około 4:00 mój sygnalizator zaczyna wydobywać nieśmiałe dźwięki, by za chwilę z całym impetem wolny bieg zaczął grać piękną dla wędkarskiego ucha melodię. Zacinam, jednak … pusto. Jestem zły na siebie, gdyż wiedziałem, że to mogła być jedyna szansa na konkretną rybę. Jednak po chwili złość mija i pełen zapału przygotowuję zestaw. Jednak jak się później okazało musieliśmy się zadowolić tylko nadzieją.
Deszcz przestaje padać około 11:00, czekamy, aż nasze rzeczy obeschną i około 14:00 zaczynamy zwijać obóz. Niestety czas kończyć pobyt nad wodą i wracać do codzienności. Na pewno żal trochę, że nie udało nam się złowić choć jednej ryby, na jaką się nastawiliśmy. Jednak na pocieszenie pozostał fakt, że nikt nie złowił dużego karpia czy amura, na całym zbiorniku. Wędkarzy nie brakowało. Widać jeszcze ryba nie chciała żerować. Mamy nadzieję, że kolejny wyjazd, być może około 1 czerwca, okaże się bogatszy w doświadczenia wędkarskie i wyholowane ryby. Dzięki Panowie za udany wyjazd!