Uczciwy szczupak bierze dwa razy

Dzień na przełomie kwietnia i maja, przywitał mnie piękną, wiosenno-letnią pogodą. Delikatny wschodni wiatr, praktycznie bezchmurne niebo. Nad wodą zameldowałem się więc bardzo wcześnie, zaledwie półtorej godziny po świcie. Nie bez powodu wybrałem się na podpoznańskie glinianki – są niezbyt głębokie,  więc woda szybciej się w nich nagrzewa. W dodatku obfitują w podwodne górki, pasma trzcin i zwalone do wody drzewa. Idealne miejsce na okonia. Dojazd na łowisko zajął mi trochę czasu. Po drodze miałem więc okazję powspominać zeszłoroczny, całkiem udany sezon. Tego dnia liczyłem na równie dobre wyniki jak wtedy. Niestety, rzeczywistość szybko zweryfikowała mój zapał.

Zabrałem ze sobą 2,7-metrowego Kinetik Perch Jig o ciężarze wyrzutowym 3-14g, z którego korzystam od trzech sezonów. To dobre wędzisko do połowu z brzegu choć wiem, że wielu miłośników połowu pasiaków stwierdzi, że jest ono dość długie. I w pełni się z nimi zgodzę. Niemniej, osobiście, manewrowanie niewielką przynętą pomiędzy zatopionymi gałęziami, stawiam ponad komfort ewentualnego, szybkiego jej podbijania. Stąd właśnie taki, a nie inny mój wybór. Pod wędkę podpiąłem małą i lekką Dakotę 206 wyposażoną w przedni hamulec, z nawiniętą żyłką 0.16mm, o wytrzymałości 1,7kg.

Pierwsze rzuty niewielkimi obrotówkami oddaję zawsze wzdłuż pasma trzcin. Pozwala mi to zweryfikować, gdzie aktualnie ustawiają się ryby – na płytkich, zarośniętych brzegach , czy też może warto szukać ich na podwodnych górkach, w głębszych partiach akwenu. Chwilę później, kilka niewymiarowych pasiaków melduje się na mojej wędce jeden za drugim. Z jednej strony to świetny znak – okonie dobrze żerują, chcąc wyraźnie nabrać sił przed tarłem. Z drugiej jednak, mniejsze sztuki chowające się w trzcinach rzadko kiedy wskazują na to, że większe okonie też tam przebywają.  

Po kilkudziesięciu minutach obławiania trzcin moja hipoteza zdaje się potwierdzać. Postanawiam więc zmienić rodzaj obławianych miejsc jak i przynętę – na agrafkę zakładam schodzącego do głębokości 1,2m woblera Buster, a następnie posyłam go na otwartą wodę. Przynętę prowadzę dość szybko, zwalniając na moment, jedynie tuż nad uskokiem dna. Po kilku rzutach mam przytrzymanie. Okoń przyjemnie walczy na delikatnym zestawie więc wiem, że jest  trochę większy od „kolegów” spod trzcin. W końcu coś ponad wymiar. Miarka pokazuje 23cm. Zachęcony takim wynikiem, udaję się do płytkiej zatoczki, na wschodnim krańcu jednego ze stawów. Jest tam gwałtowny, dwumetrowy uskok dna, tuż za linią trzcin. Łowienie w tym miejscu w poprzednich latach, przyniosło mi kilka ładnych garbusów w przedziale 30-35cm. W zatoczce nie jestem sam – na przeciwległym brzegu, dostrzegam wędkarza uganiającego się za szczupakiem.

Zmieniam przynętę na głębiej schodzącego, 6,5-centymetrowego woblera Flap Jack od Strike Pro. W 4 rzucie mam przytrzymanie. Z początku jestem bardzo zadowolony, ponieważ ryba walczy jak typowy, duży okoń. Po chwili okazuje się jednak, że na zestawie bez przyponu, walczę z około 2 kilogramowym szczupakiem. Już przy pierwszym podejściu do powierzchni widzę, że zassał woblera dość głęboko, a granica żyłki i agrafki znajduje się tuż przed jego wargą. Ku memu zdziwieniu, mimo kilku wyskoków nad wodę, szczupak nie przecina żyłki i daje się podprowadzić do brzegu, po 2-3 minutach holu. Moja ekscytacja rośnie. Schodzę ostrożnie w dół skarpy. Ryba leży spokojnie na płyciźnie, otulona łodygami połamanych trzcin. Gdy jestem już metr od niej, płoszy się jednak i zaczyna wierzgać, zahaczając żyłką o jedną z łodyg. Cieniutka, okoniowa linka momentalnie pęka, a szczupak odpływa w siną dal. Przez chwilę stoję na brzegu, nie wierząc w to, co się stało. Pal licho woblera za 30 złotych, pal licho zdjęcie i satysfakcję. Ryba prawdopodobnie nie przeżyje.

Siadam na brzegu, z kieszeni wyciągam anty-stresor w postaci papierosa. Przydaje się w takich chwilach, choć na co dzień staram się nie palić. Siedzę tak chwilę, delektując się ciszą i starając się uspokoić. Wtem zza trzciny, moich uszu dosięga odgłos pluskającej się ryby. Wychylam się do przodu i dostrzegam wędkarza na drugim brzegu, walczącego z rybą. Szczupak po chwili ląduje na brzegu. Gdy podnosi go, by wyjąć przynętę stwierdzam, że ryba na oko mierzy tyle co moja. Gdy wsadza jej szczypce do pyska, na jego twarzy pojawia się uśmiech. Po chwili śmieje się już w najlepsze, wyciągając z paszczy szczupaka mojego woblera, i wymachując nim w moją stronę. 

-Chcesz go? – zapytał. Stoję osłupiały, nie dowierzając w takie szczęście. Wtem jednak, nachodzi mnie pewna myśl. -A masz zamiar go wypuścić? – odparłem, na co zmierzył rybę wzrokiem i przytaknął. –W takim razie wobler jest twój. I tak spisałem go na straty.

Do wieczora obławiam jeszcze kilka skosów, lecz założenie przyponu po przygodzie z zębatym, odbiło się na ilości i jakości brań. Na moim zestawie melduje się jedynie kilka okonków w przedziale 10-15 centymetrów. Cóż zrobić. Grunt że wilk syty i owca cała.

 

 

Pozostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*