Niezbyt odkrywcze stwierdzenie, że „wszystko się kiedyś kończy”, znalazło teraz jakby właściwsze zastosowanie. Sezon 2014 uważam za oficjalnie zamknięty, choć pewnie raz czy dwa, jeśli pogoda pozwoli, wyskoczę jeszcze nad wodę. Na podsumowanie przyjdzie czas później. Póki co porozmawiajmy o celebracji 🙂
Tradycyjnie już wspólnie z kolegami sezon zakończyliśmy wyprawą na szczupłego. Nic szczególnego, wydawać by się mogło – ot, czterech chłopa wspólnie wyskoczyło na ryby. Ale nasza „impreza” wcale taka błaha nie bywa. Zawsze o tej samej porze; (prawie) zawsze – o ile warunki pozwolą – w tym samym miejscu. A wszystko to okraszone lekkim przymrozkiem, zazwyczaj ładnymi rybami i na koniec – ogniskiem, wspominkami i wędkarskimi planami na nowy rok.
Spotkaliśmy się o 5 rano, nad jedną z podpoznańskich glinianek. Wszyscy uzbrojeni w spinningi, choć gusta mamy zgoła inne – od lekkiego spina typowo okoniowego na cieniutkiej żyłce, po zestaw prawie ze sumowy, z plecionką o wytrzymałości 20kg „żeby w razie czego giąć kotwice”. Co wędkarz, to inna wędkarska szkoła i nasza sfora jest tego świetnym przykładem. W zeszłym roku zdecydowanie wygrał ultralekki zestaw z cienką plecionką, na który kolega Tadeusz wyciągnął 8 szczupaków, z tego cztery powyżej 70cm. Tym razem było troszkę inaczej. Po 10 godzinach łowienia każdy coś tam na koncie miał, ale rewelacji nie było. Prowadzący w klasyfikacji przyjaciel zapewnił sobie wygraną przepięknym szczupakiem o wadze 3,5kg. Reszta z nas dłubała głównie okonie i dopiero pod koniec wyprawy poszczęściło się…. właśnie mi 🙂 63-centymetrowy szczupak wyciągnięty z pasma trzcin, dał mi drugie miejsce.
Oczywiście, żeby było ciekawiej, przed wyjazdem składamy się po pewnej kwocie, na poczet „nagrody głównej” oraz upominków pocieszenia. Tym samym mój wędkarski arsenał powiększył się o bardzo fajną bolonkę, która na pewno przysłuży się podczas zimowych wypraw na klenie.
Dzień zakończyliśmy wspólnym ogniskiem, kiełbasami, piwkiem i zrzutą na taksówkę. Było wesoło, choć żaden z nas sezonu nie zalicza do szczególnie udanych. Kilka ładnych ryb w tym roku się trafiło, w tym prawie 40-kilogramowy sum kolegi Macieja, ale poza tym były to niestety raczej pojedyncze przypadki.
Co do planów na przyszły rok wszyscy jednogłośnie opowiedzieliśmy się za wyprawą na dorsze i, jeśli fundusze pozwolą, wyjazd do Szwecji (po kilku latach nieobecności u naszych północnych sąsiadów) Co z tego wyjdzie – czas pokaże. Pamiętajcie, że pomarzyć zawsze można, ale dopiero te zrealizowane plany mogą dawać satysfakcję 🙂 Zabawa była przednia. Zmarznięci lecz szczęśliwi wróciliśmy do domów, odpowiednio wcześnie umawiając się wstępnie na styczniowe łowienie spod lodu.
Szczerze polecam Wam takie wspólne wypady nad wodę. Nawet jeśli nie ze względów koleżeńskich – to zawsze warto mieć jednak przy sobie kogoś zaufanego, gdy przyjdzie podbierać dużą rybę 😉 Na blogu widzimy się w przyszłym roku. W połowie stycznia pojawi się nowy artykuł. Zaglądajcie do nas, zaglądajcie. I sprezentujcie sobie pod choinkę koniecznie coś z Naszego Sklepu 🙂 Życzę Wam samych sukcesów w Nowym Sezonie! Do zobaczenia