Pierwsze zimowe wędkowanie

Dzień 25 stycznia, jak już któryś z rzędu obudził mnie wcześnie, pięknym ostrym słońcem. Jednak dziś wyjątkowo to nie słońce nie dawało spać, a nieustająca myśl o zaplanowanym od poniedziałku rozpoczęciu podlodowego sezonu z wędką i dwoma towarzyszami ( bez których od jakiegoś czasu wędkarski wypad odbyć się nie może ). Jak to zwykle bywa, zaraz po przebudzeniu dzwoni telefon- to Darek- umawiamy się na ryby. Zerwałem się z łóżka by jak najszybciej iść na zakupy i zrobić śniadanie swojej ukochanej, żeby bez większych opóźnień o godzinie 11:00 stawić się na starorzeczu Wisły. Termometr wskazuje -16 stopni- myślę sobie: „długo nie posiedzimy”. Umówiliśmy się jednak, że dzisiejszy dzień będzie bardziej urozmaicony, z ogniskiem, kiełbaską i wędkarskimi opowieściami, których zwykle nie ma końca, więc oprócz wędki, pudełka z przynętami i „okoniowej zanęty” zabrałem dwie bułki, dużą kiełbasę i litrowy termos z herbatą, który jest niezbędny podczas łowienia spod lodu.

Nim wyszedłem z domu zdążyłem się dobrze zgrzać, jednak uderzenie zimnego powietrza podczas otwierania drzwi wejściowych szybko sprowadziło mnie na ziemię. Taka temperatura to już nie przelewki. Dziś będziemy łowić na pewnym małym starorzeczu Wisły, które latem potrafiło obdarzyć okoniem, szczupakiem czy kleniem. Metoda, którą wybieramy to błystka podlodowa, gdyż łowienie na spławik czy mormyszkę przy takiej temperaturze byłoby udręką. Nastawiliśmy się mocno na okonie jednak wiemy, że nie będzie to łatwe zadanie ponieważ całe starorzecze jest płytkie a znalezienie w nim jakiegoś dołka czy nawet zaczepu to niemałe wyzwanie.

Uzbrojeni w świder i pierzchnię wchodzimy na lód. Pierwsze uderzenia pierzchnią w taflę lodu rozwiewa nasze wątpliwości i spore obawy, które mieliśmy co do grubości lodu. Lód ma dobre 15cm więc śmiało możemy chodzić i wiercić. Jeszcze tylko kilka obrotów świdrem i będziemy coraz bliżej wędkarskiego spełnienia, którym o dziwo nie są ryby, ale sam fakt, że można poprzebywać w towarzystwie kolegi, przy okazji usiłując coś złowić. W takich momentach wyniki zawsze odchodzą na dalszy plan. Kolega Darek jako pierwszy przebił się przez grubą warstwę lodu i rozpoczął łowienie. Nie minęło 30 sekund od wrzucenia błystki do przerębla i już słyszę ” jest!”. Na wędce Darka zameldował się pierwszy, mały okonek, a ja wiercę dalej. Wywierciłem dziurę, odkładam świder i słyszę ” jest kolejny!”. Z niedowierzaniem patrzę w stronę kolegi, który faktycznie wyciąga drugiego okonia- tym razem większego, na jakieś 18cm. Cieszymy się niezmiernie, mamy nadzieję na piękny, wędkarski dzień, jednak kolejne dwie godziny nie przynoszą efektów w postaci ryb. Nie mniej jednak atmosfera jest rewelacyjna a w dodatku kolega Karol dowiedziawszy się o „szybkich” okoniach napisał wiadomość, że zaraz będzie na starorzeczu.Czas płynął a kolejne wywiercone przeręble nie potrafiły obdarzyć nas żadną rybą. Wreszcie, około godziny 14 Karol zaczął łowić może z 1,5 metra od brzegu, gdzie trafił na ponad 2 metrowy dołek, w którym stały okonie. Pierwsze podciągnięcie blaszki i przyzwoity okoń melduje się na brzegu- tego fotografujemy i szybko wraca do wody.

Nie zwlekając długo, wywierciliśmy z Darkiem 2 przeręble blisko Karola i na efekty w postaci okoni nie trzeba było długo czekać.To, czego nauczyły nas dzisiaj okonie to przede wszystkim cierpliwość. Kiedy nastawiacie się na okonia, polecam szukać go w strefie przybrzeżnej, wiercić dziury co metr-dwa wzdłuż brzegu, później kolejne w stronę otwartej wody. My się tego trzymaliśmy i w końcu trafiliśmy na miejsce, w którym okonie przebywają stadami. Kolejną ciekawostką było to, że brania następowały kilka sekund po zatrzymaniu błystki w toni a w dodatku były w większości niezwykle delikatne i widoczne jedynie na kiwoku, co było dla mnie nowością i nigdy wcześniej nie spotkałem się z tego typu braniami przy łowieniu spod lodu na błystkę. Tego dnia złowiliśmy kilkanaście niewielkich okoni i jak na pierwszy dzień łowienia spod lodu, ten wynik uznajemy za rewelacyjny tym bardziej, że kolega Karol zaliczył dzisiaj podlodowy debiut, czego serdecznie mu gratuluję. Złowił dużo ryb, w dodatku wszystkie na własnoręcznie wykonane błystki podlodowe, które co rusz zmieniał,podginał i upiększał- to jest właśnie pasja.

W normalnych warunkach, w lato, przy nawet delikatnym spinningu taki okoń nie zrobiłby na człowieku wrażenia, jednak stosowanie najdelikatniejszych podlodowych wędzisk i najcieńszych żyłek pozwala na czerpanie maksimum przyjemności z holu nawet takich ryb, jak ta przedstawiona na zdjęciu powyżej. Osobiście zakupiłem na ten sezon 2 wędziska. Pierwsze, to Jaxon WJ-IRBO1A, bardzo miękki, idealnie amortyzuje zrywy nawet tych najmniejszych ryb.Do tego używam kołowrotka Ron Thompson Micro Ice z najgorszym hamulcem z jakim miałem do czynienia i nawiniętą żyłką 0,10 firmy Mikado. Moim zdaniem, na naszych łowiskach nie ma sensu stosować mocniejszych wędzisk, i żyłek bo po prostu nie łowi się aż tak dużych okazów, a nawet tak delikatny zestaw pozwoli przy odrobinie cierpliwości i umiejętności wyholować bardzo duże ryby. O drugim zestawie wspomnę w innym artykule, gdzie będę zdawał relację z połowów spławikowych.

PS. Po powrocie do domu, rozemocjonowany zacząłem się rozpakowywać i co znalazłem w torbie? – Kiełbasę…Ogniska nie było, w ferworze walki zapomnieliśmy o nim.

Wszystkim, którzy zastanawiają się, czy wybrać się na lód, zdecydowanie polecam tę formę wędkowania. Nie wymaga ona wielkich nakładów pieniędzy, bo za 50 zł możemy skompletować cały zestaw do skutecznego już łowienia np. na błystkę podlodową, co daje niesamowitą frajdę. Trzeba jednak pamiętać o bezpieczeństwie i o tym, że żaden okoń nie jest wart życia.

Z wędkarskimi pozdrowieniami,

Jakub Mercik

Pozostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*